piątek, 2 sierpnia 2013

3) 4.08.2006

2006, 08, 4


Nie wytrzymam dłużej! Muszę być z Sophią!
Muszę! Zabiję się, jeśli ona mnie odrzuci...

Ok, od początku:
Rano (dobra, koło 12) obudził mnie Bill.

-Tom! - krzyknął, a ja od razu poderwałem się do góry.
-Co? Jaka armata? - spytałem nieogarnięty.
-Co? -zaśmiał sie brat
-Nieważne... To co, jak tam noc? Jak Sophia?
-Z Sophią nieźle, trochę nam w nocy popłakała, ale udawaliśmy, że nie słyszymy.
-Gdzie spała?
-No u ciebie, w końcu ją poprosiłeś, tak?


Od teraz kocham moje łóżko... Jak się będę w nie kładł, od razu przypomni mi się Sophia.

-No tak, dobrze, że posłuchała..- powiedziałem zadowolony- To co, kiedy możemy się wynosić? Aha, i gdzie Sophia?
-Sophia jest u taty, a ty się ubieraj, bo zaraz lekarz przyniesie wypis i się zmywamy.
-Jasne.

Ubrałem się, miałem kłopoty z wciągnięciem spodni na zranioną nogę, ale dałem radę, dobrze, ze mam takie luźne ciuchy.

Lekarz przyniósł wypis, objaśnił jak mam oszczędzać nogę, zmieniać opatrunek, kiedy przyjść na zdjecie szwów i kontrolę i takie tam, pożegnaliśmy się i wyszliśmy na korytarz. No, co prawda, to ja nie wyszedłem, a ledwo wykuśtykałem, wspierając się na bracie i kuli.
-Sophii jeszcze nie ma, pójdziemy po nią? - spytałem Billa
-Już tęsknisz, co? - powiedział sarkastycznie Czarny
-Przestań, Bill...
-Niech ci będzie, chodź.

Poszliśmy na intensywną terapię. Oczywiście nie wpuszczono nas, ale czekaliśmy przed wejściem.
Jakieś 10 minut potem wyszła Sophia. Była zapłakana, naprawdę, aż mnie w sercu ukłuło, jak to zobaczyłem. Jej śliczne niebieskie oczka były zaczerwienione i zapuchnięte, włosy nieco potargane, ale i tak wyglądała pięknie.


Podeszła bliżej, a ja przesunąłem się jakoś w jej stronę i kiedy była tuż obok mnie, przytuliłem ją.

-Sophia, co się stało? Z tatą wszystko ok?
-Tak, jasne... - wychrypiała Sophia

Właśnie, jeszcze jej głos.
Pomyśl, jaki dźwięk lubisz najbardziej w świecie? Piosenkę, dźwięk wydawany przez instrument?
Ja najbardziej kocham dźwięki gitary, ale jej głos, to było coś... anielskiego. Jakby anioły śpiewały..

A wracając:

-Co się stało?
-Nie, nic... - mówiła, ale dalej przytulała się do mnie, jakby potrzebowała ochrony. Chciałem jej ją dawać.
-Przecież widzę - podłożyłem rękę pod jej podbródek i wypchnąłem go do góry. Popatrzyła na mnie swoimi ślicznymi oczami, po prostu się rozpłynąłem...
-Tom... - powiedziała, a blask jej oczu przyćmiły łzy - Potem ci powiem, dobrze? Na razie jedźmy.. Do twojego... waszego - poprawiła się patrząc na Billa - waszego domu...
-Dobrze, chodź...- powiedziałem i ruszyliśmy w stronę wyjścia

Zabrało nam to trochę czasu ze względu na moją nogę. Naprawdę mnie bolała, kiedy na niej stawałem, ale ze względu... no dobra, samego siebie nie będę okłamywał.. ze względu na Sophię starałem się iść normalnie i nie okazywać bólu.
Ona chyba się tego domyśliła, bo szła koło mnie i podpierała mnie. Miała takie malutkie, delikatne ręce. Kiedy mnie dotyka, to po prostu... raj.. Tak mi miło... Świetne uczucie..

Dotarliśmy w końcu do naszego busa. Kiedy zobaczyłem schodki, załamałem się i klasnąłem dłonią w czoło, a Sophia roześmiała się. Tak... jakby dzwoniły srebrne dzwoneczki...

Pomogła mi wejść do busa i usiąść na kanapie, gdzie rozłożyłem się i odetchnąłem.
Usiadła obok mnie.

Po chwili z części sypialnej wyczłapali się Georg i Gustav, przywitaliśmy się, Geo trochę podpytywał o moją nogę, oczywiście powiedziałem, że wcale mnie tak bardzo nie boli, a on pokiwał ironicznie głową.
Zadzwonił telefon Billa, to był Jost. Brat odebrał słuchawkę i trochę z nim porozmawiał. Okazało się, że kierowcę naszego busika pozbawiono tymczasowo prawa jazdy, więc trzeba się wykosztować na taryfę albo zadzwonić po mamę.

-No i co robimy? - spytał Czarny, miał tą swoją zagubioną minkę, jak wtedy, gdy zgubiliśmy się w Hamburgu, gdy mieliśmy po 5 lat.
-Nie będziemy mamy wyciągać z domu tylko po to, żeby po nas przyjechała i zawiozła z powrotem do domu. Stać nas chyba na taryfę. Wyciągajcie całą kasę jaką macie.
Ja miałem 10 euro, Bill 5, Gustav nic, Georg 10.
-Ok, czyli 25 euro... Niech któryś z was skoczy spytać ile trzeba by zapłacić za dojazd do Loitsche
Skoczył Georg, a po chwili wrócił mówiąc:
-Powiedział, że gdzieś z 50 euro
-No to brawo...
-Chłopaki... - odezwała się nieśmiało Sophia - Ja mam 25 euro, mogę wam dać...
-Nie no, Sophia, nie będziemy brać od ciebie pieniędzy..  - powiedziałem - Na pewno jeszcze coś się znajdzie... U mnie w torbie powinien być ten nasz zapas na czarną godzinę, Bill, sprawdzisz?
-Jasne.

Bill wrócił z dwudziestoma euro w ręku.
-Dobra, to brakuje jeszcze pięciu.. Chłopaki sprawdzać po kieszeniach czy nie macie.
-Tom.. - powiedziała cichutko Sophia - Ja przecież też jadę, muszę wam dać trochę pieniędzy.. Masz.. - wręczyła mi piątkę.
-Sophia... - spojrzała na mnie tym spojrzeniem, które mówi "Nie kłóć się! Nie kłóć sie!" - Niech będzie...
Ale oddam ci jak tylko przyjedziemy do domu. - Sophia westchnęła, ale już ze mną nie dyskutowała.

Podniosłem się na nogi i od razu skrzywiłem się, gdy postawiłem zranioną nogę na ziemi. Bill i Georg spojrzeli po sobie i wzięli mnie pod ramiona, prawie znieśli po schodach i postawili przy postoju taksówek.
Po chwili wrócili z bagażem. No i nagle okazało się,  że Bill jak chce, to uniesie te swoje walizki. Tylko nie wolno mu panikować.

Ja i Sophia staliśmy przy znaku oznaczającym postój taksówek i obserwowaliśmy ich, jak znoszą te torby. Na koniec zamknęli busa i ruszyli w naszą stronę. Zawołali taksówkę, największą jaka była, i jakoś wciskaliśmy do niej walizki. Na szczęście my (ja, Geo, Gust i Sophia) mieliśmy razem 6 toreb, a Bill jeszcze 5, więc wyszło na to, ze musi zostawić dwie. Odniósł je z nieszczęśliwą miną do busa, a kiedy wrócił, zapakowaliśmy się do taksówki. Była nas piątka, siedzieliśmy tak:
z przodu Gustav, a z tyłu licząc od lewego okna: Bill, Georg, ja, Sophia. Ciasno było, naprawdę ciasno...
Na szczęście siedziałem koło Sophii. Przez te pół godzinki rozmawialiśmy o wszystkim, o muzyce, sztuce.. Była naprawdę inteligentna. Wiedziała bardzo dużo rzeczy nie tylko na temat sztuki, ale też muzyki! Chciałbym też być taki mądry jak ona...

No i w końcu, o godzinie 14.30 przyjechaliśmy do domu! Taaa, tylko mieliśmy być dzień wcześniej, ale co tam...
Zapłaciłem równo 50 euro. Zdzierstwo jakieś w tym kraju się szerzy...

Wysiedliśmy, wyładowaliśmy się i staliśmy przed domem. Moim domkiem!
Staliśmy na podjeździe zastanawiając się jak wnieść te walizy do domu, gdy otworzyły się drzwi wejściowe i stanęła w nich mama.
Nareszcie!
Pobiegła do nas ze łzami w oczach i uściskała mnie i Billa. 
-Boże, nie macie pojęcia jak mnie nastraszyliście, zadzwonił do mnie Jost, powiedział, ze był wypadek, że jeden z Kaulitzów jest ranny, nie chciał mi powiedzieć który, zamartwiałam się tu o was, a wy co? Nawet do matki nie zadzwonicie, nie napiszecie! - zawsze kiedy jest szczęśliwa zaczyna dużo mówić.
-Przepraszamy - powiedziałem równo z Billem
-O, wy... Tylko więcej mnie tak nie straszcie, dobrze? - przytuliła nas ze łzami w oczach. Za każdym razem, gdy patrzyłem jej w oczy, miałem wrażenie, że patrzę w lustro. 


Po chwili odsunęła się i zmierzyła nas wzrokiem.
-No, to któremu coś się stało? - popatrzyła groźnie, a ja pochyliłem głowę i podniosłem rękę do góry. - Wiedziałam! Bill jest ostrożniejszy, a tobie Tom zawsze szaleństwa w głowie!
-Mamo, to szklanka spadła ze stołu, a ja na nią.. - mówiłem z miną mówiącą "wcale tego nie chciałem, tak wyszło"
-Jasne, teraz będziesz wymyślał! Wejdziemy do domu, to pokażesz mi co sobie zrobiłeś, dobrze?
-Dobrze - powiedziałem i ją przytuliłem - Tez się cieszę, że cię widzę 
Odwzajemniła uścisk.
-No, a was chłopcy witam. Rozumiem, że zatrzymacie się u nas na trochę? - mówiła patrząc na G'sów
-Tak, o ile nie sprawi to pani kłopotu
-Ależ skąd, jesteście zawsze mile widziani! A ta młoda dama kim jest? - spytała patrząc na Sophię
-Mamo, to jest Sophia, jechała z tatą tym autem, z którym nasz bus miał wypadek. Jej tata jest w szpitalu, a ona nie ma gdzie mieszkać, dlatego przez pewien czas zamieszka u nas, dobrze? - spytałem z miną słodkiego szczeniaczka
-Dobrze - mama uśmiechnęła się do Sophii - Chodź, po raz pierwszy od dawna nie będę jedyną kobietą w tym domu. Gordon zaraz przyjdzie i pomoże wam wnieść bagaże do domu, bo sami chyba nie dacie rady! - krzyknęła idąc z Sophią w kierunku domu.
W tej samej chwili nadjechało auto mojego ojczyma. Gordon wysiadł z niego, uśmiechnął się, podszedł i uścisnął nas.
-Cześć Gordon - powiedzieliśmy z Billem
-Hej chłopaki! Mama już wam prawiła kazanie?
-Aha. - odpowiedzieliśmy
-No to chodźcie, pomogę wam z tymi walizami - chwycił dwie najcięższe i poszedł w kierunku domu
Geo, Bill i Gust wzięli po dwie, a ja najlżejszą, ostatnią.
I mimo to i tak wszedłem do domu jako ostatni. 

Teraz rozumiałem słowa lekarza "Nie przemęczaj nogi".
Czułem, że po prostu źle się czuję, było mi słabo. Wszedłem do domu, odstawiłem torbę i walnąłem się na kanapę. 
Usłyszałem jak mama woła mnie  kuchni, ale odkrzyknąłem słabo:
-Zaraz przyjdę, mamo

Zamknąłem oczy i złapałem się dłońmi za skroń. 
Po chwili ktoś usiadł obok mnie i pocałował mnie w czoło. Sophia.
Otworzyłem oczy. Siedziała obok mnie jak ten rudowłosy anioł.

-Bardzo boli? - spytała 
-Nie, nie bardzo,.. - spojrzała na mnie krytycznie - Dobra, okropnie.. Mogłabyś mi jakieś prochy przynieść? Mama ci da, tylko jakieś mocne, żebym zasnął na parę godzin...
-Jasne, zaraz wracam - uśmiechnęła się do mnie
I rzeczywiście po chwili była z powrotem ze szklanką wody i dwoma tabletkami.
-Połknij, twoja mama mi dała i powiedziała, że jak będzie bardzo boleć, to masz od razu mówić. Zaraz tutaj zresztą przyjdzie, mówi że chce na własne oczy zobaczyć czy nie oszukujesz - uśmiechnęła się słodko
Wziąłem z jej rąk leki i szybko połknąłem.
Parę minut później już zasypiałem, nie męczył mnie ból. Sophia siedziała przy mnie i głaskała mnie po policzku. 

-Śpij słodko, Tom - usłyszałem jej szept i zasnąłem

A teraz jest środek nocy i nie mogę zasnąć, bo mnie boli, nie mogę nikogo obudzić, bo wszyscy są na górze, a ja leżę w salonie i nie mogę sie ruszyć, bo mnie boli.

Więc piszę.

I to chyba tyle.
O, chyba ktoś schodzi na dół. Może ubłagam jeszcze dwie tabletki.
Spadam

Tom









*
No i ja na koniec się wtrącę.
Ludzie, normalnie mnie bierze gorączka, weźcie patrzcie:

Co poszło nie tak?

Trzeci rząd po prawej, lewa strona.
Pojawia nam się Bill.
Pytanie: Co Bill ma wspólnego z Justinem Bieberem?
Aha, tak jakbyś kogoś zastanawiało, tytuł kwejka to: Co poszło nie tak?

No nie.. Tyle lat, a ludzie dalej nie rozumieją...

Aha, no i niestety, informuję, że następna notka pojawi się po 26 sierpnia dopiero. Sorry, ale wyjeżdżam, a potem nie mam jak dodawać notek, więc... Wybaczcie i proszę, powróćcie jeszcze pod koniec sierpnia, bo wrócę. Słowo.

A jak tam odcinek się wam podoba? Jak dla mnie nawet niezły wyszedł :D
Pozdrówka i do końca sierpnia wytrzymajcie beze mnie
Będę za wami tęsknić!!!
Pozdrawiam

*