środa, 4 września 2013

4) 6 sierpnia 2006

2006, 08, 6
10:00



Wtedy w nocy, to schodziła Sophia.
Bardzo się zdziwiła, kiedy zobaczyła, że nie śpię.

-Tom? Czemu nie śpisz? - spytała nieco zaspana
-A tak sobie, wiesz. Siedzę i mi się nudzi troszkę  -uśmiechnąłem się
-Bardzo boli? - spytała uśmiechnięta
-Aha.. - pokiwałem głową robiąc minę zbitego psa, a ona zmarszczyła czoło
-Zaraz wrócę, czekaj. - wyszła z pokoju i po chwili wróciła ze szklanką wody i paczką tabletek.
-Zbawienie idzie! - powiedziałem i osunąłem się teatralnie na poduszki
-Tooom - zaśmiała się Sophia, jej ząbki zalśniły w świetle księżyca
-Co ja?
-Przestań, jeszcze coś sobie zrobisz - pogłaskała mnie po głowie i usiadła koło mnie na kanapie.
Spróbowałem przesunąć się, aby zrobić jej miejsce, ale gdy tylko się poruszyłem, tak mnie zabolało, że mało się nie porzygałem.
Zakołowało mi się przed oczami i na serio opadłem na poduszki.
-Tom? Co się dzieje? Zbladłeś.. - mówiła przestraszona Sophia
-Nic mi nie jest - mówiłem słabym głosem. Nagle poczułem, że zawartość żołądka podchodzi mi do gardła - Sophia... Daj mi jakąś miskę..
-CO? - zrobiła wielkie oczy, a ja już na serio prawie rzygałem
-Daj miskę!- krzyknąłem, a Sophia poleciała do kuchni, przybiegła z michą, taką na pranie i podsunęła mi ją pod brodę w idealnym momencie. Zawartość mojego żołądka wylądowała w misce trzymanej przez Sophię. W czasie torsji Sophia głaskała mnie po głowie, po plecach i szeptała "Spokojnie Tomi, spokojnie".
Gdy w końcu już wszystko co miałem w żołądku, opuściło go, otarłem drżącą ręką buzię i położyłem się na poduszkach. Sophia zniknęła w łazience,a po chwili wróciła z pustą, wymytą miską.

-Tom.. - popatrzyła na mnie z troską - Co się dzieje? Bardzo boli?
-Aha.. Nie wiem.. - wymamrotałem
-Zawołać twoją mamę?
-Coś ty, nie wyciągaj jej z łóżka... Niech śpi, przeżyję... - wykrztusiłem z trudem
-Wiesz, że teraz nie mogę dać ci tabletek? Nie wolno brać ich na pusty żołądek.. - powiedziała smutno Sophia, a ja jęknąłem cicho.
-No nie... Sophia... proszę...
-Tooooom... - tak ślicznie przeciąga o w moim imieniu, prawda? - Nie mogę, naprawdę... Musisz coś zjeść..
-Ale jak coś zjem, to się porzygam...
-No widzisz.. po tabletkach też się porzygasz... i czemu tak brzydko mówimy? Mówi się zwymiotować, zwrócić, mieć torsje, a nie rzygać. - upomniała mnie, aż się uśmiechnąłem.
-Oj, Sophia... Niech będzie,  zwymiotuję.
-Naprawdę nic nie mogę zrobić. ..
-No dobra..
-Posiedzieć z tobą? - spytała i przekrzywiła lekko głowę tak, że włosy spadły jej za jedno ramię
-A chcesz?
-Chcę
-To posiedź..
-A ty chcesz?
-...Chcę
Uśmiechnęła się szeroko i usiadła na podłodze przy łóżku.
Zaczęliśmy rozmawiać i dużo jej o sobie opowiedziałem, jak jeszcze nikomu oprócz Billa.
Dowiedziałem się też dużo o niej. Mieszka od urodzenia w Farsleben, a do szkoły chodziła w Wolmirstedt, tam gdzie ja! Nigdy jej tam nie widziałem... Dziwne.

Jej mama zmarła, gdy Sophia miała 10 lat. Chorowała na białaczkę mieloblastyczną (jeśli dobrze zapamiętałem). Aniołek bardzo przeżył jej śmierć, do tej pory nie może się pozbierać. W pewnym sensie ją rozumiem, z ojcem nie mam kontaktu od 10 lat. Czasem jest mi ciężko, ale mam Gordona, a ona jest całkiem sama...

Niedawno jej ojciec odkrył, że ma spore uzdolnienia artystyczne, więc rygorystycznie zmuszał ją do ćwiczeń. Kiedy nasz bus zderzył się z ich autem, ojciec właśnie wiózł ją do internatu szkoły plastycznej w Hamburgu. Miała tam przez sześć (!) dni w tygodniu rysować parę godzin dziennie, ćwiczyć warsztat. Bardzo się stawiała, ale ojciec zagroził, że wyrzuci ją z domu, więc chcąc nie chcąc musiała się zgodzić.

-A o co się pokłóciliście wtedy, kiedy wychodziłem ze szpitala?
-Tata powiedział, że mam pojechać do tej szkoły, a ja się nie zgodziłam, bo nie chciałam go zostawiać... - zaszkliły jej się oczy, a po chwili już płakała - Powiedział.. że.. nie chce mnie więcej na oczy widzieć, jeśli tam nie pojadę. Kocham go, ale nie mogę, nie mam już na to siły. Nie chcę rysować, chcę być architektem. A on mówi, że to bez sensu, że nie dam sobie rady, że nie umiem liczyć.. A z matematyki zawsze miałam dobre oceny, tylko on mi nie wierzy. Na świadectwach patrzył tylko na niemiecki, angielski i sztukę. Nic więcej go nie obchodziło.

Sophia płakała, a ja nie wiedziałem co robić. Spanikowałem!
Popatrzyłem na nią i po prostu ją przytuliłem, nie miałem pojęcia co mogę jej powiedzieć...
Wtuliła się we mnie mocno, czułem jak jej łzy kapią mi na koszulkę.
Podłożyłem dłoń pod jej podbródek i delikatnie podniosłem jej głowę do góry. Popatrzyła na mnie swoimi niebieskimi oczkami.

-Może się nie znam, ale jak dla mnie, to powinnaś zrobić to, czego pragniesz. Popatrz na mnie i Billa. W szkole sobie z nas żartowali, mówili, że nigdy nie wyżyjemy z muzyki i co? Teraz niektórzy z nich pewnie nas słuchają! Nie martw się, jeszcze pogodzisz się z tatą. Przebaczy ci i zrozumie.
-Naprawdę tak myślisz?
-Nigdy cię nie okłamię, obiecuję.
-Słowo?
-Słowo. - pocałowałem ją w policzek, a ona uśmiechnęła się tylko i mnie przytuliła.

A ja wewnętrznie po prostu.. skakałem z radości! Boże.. wiecie jaką ona ma miękką skórę? Taką gładziutką i pachnie truskawkami... I jak jej dotykam, to aż mnie dreszcze przechodzą...

Ok. Uspokoiłem się, mogę pisać dalej.

W końcu, nie wiem kiedy, oboje zasnęliśmy, a kiedy się obudziłem, Sophia leżała obok mnie z głową na moim ramieniu.

Spojrzałem na zegarek, była 6 rano!
Westchnąłem i spojrzałem na Sophię. Spała sobie, przytulona do mnie i oddychała spokojnie przez sen.Na jej policzkach można jeszcze było dostrzec ślady wczorajszych łez.

Usłyszałem jak ktoś schodzi z góry. O tej porze mógł to być Gustav lub mama.
Nie myliłem się.

Do salonu weszła mama i spojrzała na mnie dziwnie.

-Tom? Co tu robi Sophia?
-Ciszej, nie obudź jej, proszę.. Zeszła w nocy i... - opowiedziałem całą historię.
-Trzeba mnie było obudzić! Tom, jeśli źle się czujesz, zawsze możesz mnie obudzić! 
-Mamo... przetrwałem, żyję... Nie róbmy afery - powiedziałem i zaraz się skrzywiłem, bo Sophia poruszyła się przez sen i dotknęła mojej nogi.
-Boli? 
-No, strasznie... Mamo...
-Tom, jak wszyscy wstaną, to zawozimy cię do lekarza, i nie chcę słyszeć słowa sprzeciwu!
-Dobrze...

Potem obudziła się Sophia, wstała i zrobiła mi (kochana) śniadanie, które ledwo tknąłem, tak mnie żołądek bolał po wczorajszym. 
Kiedy w końcu z góry zwlekli się Bill i Geo, mama kazała wszystkim się pospieszyć, bo mamy zawieźć Toma do lekarza. Ale miałem ubaw z Billa! Jak to usłyszał, to aż mu włosy oklapły! 

Wszyscy się o mnie martwili, aż mi miło było, że tyle osób się o mnie troszczy. Ale najbardziej Sophia.. Nie mogę przestać o niej myśleć...

No i zebraliśmy sie w końcu gdzieś po 12 i pojechaliśmy do tego szpitala w Magdeburgu.
Jechaliśmy dwoma samochodami: mamy i Gordona. Do auta musieli mnie prawie nieść i bolało to tak, jakby ktoś mi nogę piłował na pół, potem zanurzył w kwasie, przyszył i jeszcze raz przepiłował.

Po mniej więcej pół godziny dojechaliśmy do tego szpitala no i znowu było to wnoszenie mnie o schodach na izbę przyjęć. Miła starsza pani z recepcji, którą nie wiem czemu drażnił Bill, wsadziła mnie na wózek i zawiozła do sali, gdzie dała mi piżamkę i kazała się przebrać. No i jak zdjąłem spodnie, to zobaczyłem, że cały opatrunek, opatrunek który miałem zmienić za dwa dni, jest przesiąknięty krwią i jakby.. ropą?

Przebrałem się w tą głupią piżamkę szpitalną i położyłem na łóżku. Przylazł lekarz i odwinął bandaż z rany. Popatrzył trochę, zostawił odkrytą i zawołał pielęgniarkę żeby mi krew do badań pobrała. Przyszła taka śliczna blondyneczka i uśmiechała się do mnie cały czas, pobierając mi krew, ale.. nie chciałem z nią flirtować. Kiedyś bym takiej okazji nie przepuścił, ale teraz... nie chciałem. Po prostu nie potrzebowałem flirtu. Chciałem tylko,żeby wreszcie przyszła Sophia. Tylko tyle. No i żeby mnie wypuścili zdrowego. 

No i po jakiejś godzinie, którą spędziłem lampiąc się w sufit ze słuchawkami w uszach, przyszedł lekarz i powiedział, że najprawdopodobniej doszło do zakażenia gronkowcem złocistym (whatever) i że muszę przez parę dni jeść antybiotyki i zostać w szpitalu na obserwacji. 

Jedyna myśl jaka mi wtedy przyszła do głowy: 
PANA POWALIŁO PROSZĘ PANA?!!???!! 

Ile można! Przecież tylko rozciąłem sobie szklanką nogę! I od razu zakażenie, antybiotyki i szpital!??!?!?!?


Pomocy, ludzie... pomocy...

Odkaził mi tą ranę, co bolało jak cholera, zawinął w nowy opatrunek i pozwolił w końcu wejść ludziom. 
Pierwsza do sali wleciała moja mama, a za nią.. Sophia. Dopiero za nią mój bliźniak.

Ale fajnie, co? A tak mi się fajnie zrobiło.. w brzuchu mnie jakby załaskotało jak ją zobaczyłem. O co chodzi?

No, wyjaśniłem wszystkim wszystko i pogadaliśmy sobie trochę. W trakcie naszego "gadanka" weszła pielęgniarka i założyła mi tą.. no.. kroplówkę! Właśnie...
I podłączyła leki przeciwbólowe! Nareszcie! O tak!!!!
Mama przyniosła mi obiad z kawiarenki na górze, zjadłem go i w końcu mi ulżyło! Zrobiło mi się tak fajnie.. bezboleśnie.
Oczy mi się zamykały, kiedy wychodzili, ale dobrze pamiętam, że Sophia na pożegnanie pocałowała mnie w czoło. 

Faaaaaajowo..
No, mnie się takie życie podoba.

Obudziłem się tak z godzinkę temu i dostałem śniadanie, które było znośne. Jajecznica.. nie lubię jajek... 
Jeśli wiecie o co chodzi oczywiście.

Teraz czekam na mamę i ludzi, bo obiecali, że będą jakoś ok. 12.
To tyle.

Narka

Tom





Teraz coś ode mnie ;D
Nareszcie coś napisałam!
Trudno było mi coś napisać, po takiej przerwie, ale jest! Udało się!
Nie wiem jak to bd z odcinkami teraz... Rok szkolny dopiero się zaczął a ja już jestem dobita. Takie to wszystko.., nijakie. 
Ostatnia klasa gimnazjum, masakra, już nas straszą egzaminem.
Mam zapowiedziany sprawdzian z fizyki z całego działu i z biologii z dwóch lat! Masakra..
Ale obiecuję że coś się bd pojawiało. Może nie za często, ale co najmniej raz na miesiąc, słowo!!
Jakieś komentarzyki może?

Wasza für immer 

Kochająca Toma ;*


niedziela, 1 września 2013

Wszystkiego naj, chłopaki !!!

Ok, notka dodawana z telefonu, więc sie ostro wkurzam.
Ale nie mogłabym nie wspomnieć o URODZINACH TOMA I BILLA!!!!!


Chłopcy, życzę wam, zebyscie zawsze byli uśmiechnięcin, żebyście tworzyli wspaniałą muzykę,  taką jak tylko wy potraficie. Żeby wszystko wam wychodziło,  żeby wasza płyta byla wielkim sukcesem, takim jak jeszcze żadna.

Tom: życzę ci szczescia z Rią, żebyście byli razem szczęśliwi,  żebyś nadal był tym słodkim debilem ktorego tak kocham. Żebyś nigdy nie smutal i zeby Ria już zawsze i na wieki wieków cie kochala.

Bill: życzę ci prawdziwej miłości,  takiej jak sobie marzysz . Żeby twoja kobieta cie pokochala całym sercem i duszą za to jaki jestes.

Chłopaki ich liebe dich für immer!!!!!

Ludzie przepraszam ze notki nie ma, ale juz jutro sie pojawi, obiecuję.

Dobra, swietujmy urodziny bliźniaków! !!
Ja mam zamiar podspiewywac happy birthday, sluchac TH i moze narysowac chlopakow? Nie bd to piekne, ale bd.

Pozdrawiam was wszystkich
Kochająca Toma ;*