poniedziałek, 2 grudnia 2013

5) 7 sierpnia 2006

7 sierpnia 2006
23.34

Ok, trochę się dzisiaj wydarzyło.
Jakbym nie mógł mieć spokojnego życia, takiego jak przed tygodniem...

No to od początku:

Gdzieś o pierwszej przyszedł do mnie Bill razem z mamą.
-Hej - przywitałem się z bratem, dałem mamie całusa i popatrzyłem na nich - Co tak późno?
-Taak, Tom, wiem, że chcesz spytać czemu Sophia nie przyszła - powiedział nieco sarkastycznie mój bliźniak - Jest chora, nie miała siły przyjść. Gordon z nią został.
No nie powiem, przestraszyłem się. Moje słoneczko jest chore? Niemożliwe!
-Co jej jest? -spytałem natychmiast, na co moja rodzicielka roześmiała się. Spojrzałem na nią spode łba, jak może śmiać się z choroby mojego Aniołka?
-Ma migrenę, wczoraj wieczorem poszła się przejść, padał deszcz, ona była bez kurtki i kaptura, przewiało ją i dzisiaj okropnie boli ją głowa. A śmieję się z tego, że bardziej troszczysz się o nią niż o siebie, skarbie - uśmiechnęła się do mnie po maminemu.

Ja? Bardziej o nią niż o siebie?
Hmmm...
Może i coś w tym rzeczywiście jest...
Wiecie, ja ją chyba... albo nie. Bo jeszcze zapeszę.
Nic nie mówiłem, wy nic nie słyszeliście. Wcale nie jestem w niej zakochany. 

-Synku, jak się czujesz? - usłyszałem pytanie mojej mamy
-Dobrze, nic mnie nie boli, chciałbym już wyjść do domu.. - powiedziałem smutno. Może się nabierze, może się nabierze...
-Porozmawiam z lekarzem o tym, kiedy będzie cię można zabrać do domu, dobrze?
YES!!!!
-Dobrze mamo... - powiedziałem "nieco przygnębiony".
Hahahahahahahahahahah, no to ostro.
Mama wyszła, a ja z Billem mieliśmy ostrą bekę z tego, że dała się nabrać. O przepraszam. Sophia by mnie poprawiła: Mieliśmy ubaw, nie bekę.

Scheisse...
Kocham ją.
Nieee, Tom Kaulitz się zakochał?
Niemożliwe.

No, okazało się, że już jutro będę mógł wyjść, więc jeszcze tylko jedna noc bez mojego Aniołka i wracam do gry!

Trochę z Billem posiedzieliśmy i porozmawialiśmy.
Ciągle wspominałem o Sophii, Billa strasznie to denerwowało. Ciekawe dlaczego? *sarkazm*
Ogółem mówiliśmy o miłości. 
Bill uważa, że istnieje coś takiego jak miłość od pierwszego wejrzenia i że naprawdę można zakochać się w parę chwil.

Czy się z nim zgadzam?



Tak.

Tom Kaulitz nie może wierzyć w coś takiego. Ja wierzę w miłość na jedną noc i nie ma mowy o niczym innym.

Nie powinienem potrafić kochać.

Nie mogę.

Ale kocham ją bardziej niż siebie, oddałbym za nią życie...
Nie potrafię bez niej żyć, jest dla mnie jak narkotyk.
Nie wyobrażam sobie życia bez niej, muszę ją mieć koło siebie, kiedy jej nie ma, nie jestem sobą....

Kocham cię, Sophio Grun, słyszysz???
Kocham jak wariat!!!


I w ogóle, pogadałem sobie z moim bratem w końcu, potem pograliśmy w karty, posiedział do wieczora i koło 20.00 polazł do domu.


A jak już polazł, to się wyciągnąłem na łóżku i odprężyłem.

Przez dłuższy czas spierałem się z myślami - zadzwonić do Soph, czy nie?
W końcu zadzwoniłem!


Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
J: Hej Sophia...
S: Tom? Hej..
J: Co robisz?
S: A nic, maluję, a ty?
J: Nic...
S: Tom.. Po co zadzwoniłeś?
J: Chciałem spytać co u ciebie słychać, dowiedzieć się....
S: Czego?
J: Czy dalej boli cię głowa?
S: Już mniej, dzięki za troskę..
J: To ja już kończę..
S: Ja też..
J: Soph..
S: Tak, Tom?
J: Dobranoc.. aniołku 

KONIEC ROZMOWY


JESTEM OKROPNYM TCHÓRZEM!!!
Nienawidzę tego, że się rozłączyłem.
Jak mogłem?
Co mnie w ogóle podkusiło, żeby powiedzieć do niej aniołku?
Nienormalny jakiś jestem i tyle..


Dobra, gonią spać....

Dobranoc, aniołku...



Tom










Okej, udało sie!!!
FINALLY!
Soon'y się skończyły!!!


Napisałam!
Sorka, że tak krótko, ale time is running out i w ogóle, nie?

Jestem so proud of me :D
Że napisałam w sensie :)



Pozdrawiam wszystkich i dzięki , że czekaliście!!!!!


Wasza
Kochająca Toma ;*

środa, 4 września 2013

4) 6 sierpnia 2006

2006, 08, 6
10:00



Wtedy w nocy, to schodziła Sophia.
Bardzo się zdziwiła, kiedy zobaczyła, że nie śpię.

-Tom? Czemu nie śpisz? - spytała nieco zaspana
-A tak sobie, wiesz. Siedzę i mi się nudzi troszkę  -uśmiechnąłem się
-Bardzo boli? - spytała uśmiechnięta
-Aha.. - pokiwałem głową robiąc minę zbitego psa, a ona zmarszczyła czoło
-Zaraz wrócę, czekaj. - wyszła z pokoju i po chwili wróciła ze szklanką wody i paczką tabletek.
-Zbawienie idzie! - powiedziałem i osunąłem się teatralnie na poduszki
-Tooom - zaśmiała się Sophia, jej ząbki zalśniły w świetle księżyca
-Co ja?
-Przestań, jeszcze coś sobie zrobisz - pogłaskała mnie po głowie i usiadła koło mnie na kanapie.
Spróbowałem przesunąć się, aby zrobić jej miejsce, ale gdy tylko się poruszyłem, tak mnie zabolało, że mało się nie porzygałem.
Zakołowało mi się przed oczami i na serio opadłem na poduszki.
-Tom? Co się dzieje? Zbladłeś.. - mówiła przestraszona Sophia
-Nic mi nie jest - mówiłem słabym głosem. Nagle poczułem, że zawartość żołądka podchodzi mi do gardła - Sophia... Daj mi jakąś miskę..
-CO? - zrobiła wielkie oczy, a ja już na serio prawie rzygałem
-Daj miskę!- krzyknąłem, a Sophia poleciała do kuchni, przybiegła z michą, taką na pranie i podsunęła mi ją pod brodę w idealnym momencie. Zawartość mojego żołądka wylądowała w misce trzymanej przez Sophię. W czasie torsji Sophia głaskała mnie po głowie, po plecach i szeptała "Spokojnie Tomi, spokojnie".
Gdy w końcu już wszystko co miałem w żołądku, opuściło go, otarłem drżącą ręką buzię i położyłem się na poduszkach. Sophia zniknęła w łazience,a po chwili wróciła z pustą, wymytą miską.

-Tom.. - popatrzyła na mnie z troską - Co się dzieje? Bardzo boli?
-Aha.. Nie wiem.. - wymamrotałem
-Zawołać twoją mamę?
-Coś ty, nie wyciągaj jej z łóżka... Niech śpi, przeżyję... - wykrztusiłem z trudem
-Wiesz, że teraz nie mogę dać ci tabletek? Nie wolno brać ich na pusty żołądek.. - powiedziała smutno Sophia, a ja jęknąłem cicho.
-No nie... Sophia... proszę...
-Tooooom... - tak ślicznie przeciąga o w moim imieniu, prawda? - Nie mogę, naprawdę... Musisz coś zjeść..
-Ale jak coś zjem, to się porzygam...
-No widzisz.. po tabletkach też się porzygasz... i czemu tak brzydko mówimy? Mówi się zwymiotować, zwrócić, mieć torsje, a nie rzygać. - upomniała mnie, aż się uśmiechnąłem.
-Oj, Sophia... Niech będzie,  zwymiotuję.
-Naprawdę nic nie mogę zrobić. ..
-No dobra..
-Posiedzieć z tobą? - spytała i przekrzywiła lekko głowę tak, że włosy spadły jej za jedno ramię
-A chcesz?
-Chcę
-To posiedź..
-A ty chcesz?
-...Chcę
Uśmiechnęła się szeroko i usiadła na podłodze przy łóżku.
Zaczęliśmy rozmawiać i dużo jej o sobie opowiedziałem, jak jeszcze nikomu oprócz Billa.
Dowiedziałem się też dużo o niej. Mieszka od urodzenia w Farsleben, a do szkoły chodziła w Wolmirstedt, tam gdzie ja! Nigdy jej tam nie widziałem... Dziwne.

Jej mama zmarła, gdy Sophia miała 10 lat. Chorowała na białaczkę mieloblastyczną (jeśli dobrze zapamiętałem). Aniołek bardzo przeżył jej śmierć, do tej pory nie może się pozbierać. W pewnym sensie ją rozumiem, z ojcem nie mam kontaktu od 10 lat. Czasem jest mi ciężko, ale mam Gordona, a ona jest całkiem sama...

Niedawno jej ojciec odkrył, że ma spore uzdolnienia artystyczne, więc rygorystycznie zmuszał ją do ćwiczeń. Kiedy nasz bus zderzył się z ich autem, ojciec właśnie wiózł ją do internatu szkoły plastycznej w Hamburgu. Miała tam przez sześć (!) dni w tygodniu rysować parę godzin dziennie, ćwiczyć warsztat. Bardzo się stawiała, ale ojciec zagroził, że wyrzuci ją z domu, więc chcąc nie chcąc musiała się zgodzić.

-A o co się pokłóciliście wtedy, kiedy wychodziłem ze szpitala?
-Tata powiedział, że mam pojechać do tej szkoły, a ja się nie zgodziłam, bo nie chciałam go zostawiać... - zaszkliły jej się oczy, a po chwili już płakała - Powiedział.. że.. nie chce mnie więcej na oczy widzieć, jeśli tam nie pojadę. Kocham go, ale nie mogę, nie mam już na to siły. Nie chcę rysować, chcę być architektem. A on mówi, że to bez sensu, że nie dam sobie rady, że nie umiem liczyć.. A z matematyki zawsze miałam dobre oceny, tylko on mi nie wierzy. Na świadectwach patrzył tylko na niemiecki, angielski i sztukę. Nic więcej go nie obchodziło.

Sophia płakała, a ja nie wiedziałem co robić. Spanikowałem!
Popatrzyłem na nią i po prostu ją przytuliłem, nie miałem pojęcia co mogę jej powiedzieć...
Wtuliła się we mnie mocno, czułem jak jej łzy kapią mi na koszulkę.
Podłożyłem dłoń pod jej podbródek i delikatnie podniosłem jej głowę do góry. Popatrzyła na mnie swoimi niebieskimi oczkami.

-Może się nie znam, ale jak dla mnie, to powinnaś zrobić to, czego pragniesz. Popatrz na mnie i Billa. W szkole sobie z nas żartowali, mówili, że nigdy nie wyżyjemy z muzyki i co? Teraz niektórzy z nich pewnie nas słuchają! Nie martw się, jeszcze pogodzisz się z tatą. Przebaczy ci i zrozumie.
-Naprawdę tak myślisz?
-Nigdy cię nie okłamię, obiecuję.
-Słowo?
-Słowo. - pocałowałem ją w policzek, a ona uśmiechnęła się tylko i mnie przytuliła.

A ja wewnętrznie po prostu.. skakałem z radości! Boże.. wiecie jaką ona ma miękką skórę? Taką gładziutką i pachnie truskawkami... I jak jej dotykam, to aż mnie dreszcze przechodzą...

Ok. Uspokoiłem się, mogę pisać dalej.

W końcu, nie wiem kiedy, oboje zasnęliśmy, a kiedy się obudziłem, Sophia leżała obok mnie z głową na moim ramieniu.

Spojrzałem na zegarek, była 6 rano!
Westchnąłem i spojrzałem na Sophię. Spała sobie, przytulona do mnie i oddychała spokojnie przez sen.Na jej policzkach można jeszcze było dostrzec ślady wczorajszych łez.

Usłyszałem jak ktoś schodzi z góry. O tej porze mógł to być Gustav lub mama.
Nie myliłem się.

Do salonu weszła mama i spojrzała na mnie dziwnie.

-Tom? Co tu robi Sophia?
-Ciszej, nie obudź jej, proszę.. Zeszła w nocy i... - opowiedziałem całą historię.
-Trzeba mnie było obudzić! Tom, jeśli źle się czujesz, zawsze możesz mnie obudzić! 
-Mamo... przetrwałem, żyję... Nie róbmy afery - powiedziałem i zaraz się skrzywiłem, bo Sophia poruszyła się przez sen i dotknęła mojej nogi.
-Boli? 
-No, strasznie... Mamo...
-Tom, jak wszyscy wstaną, to zawozimy cię do lekarza, i nie chcę słyszeć słowa sprzeciwu!
-Dobrze...

Potem obudziła się Sophia, wstała i zrobiła mi (kochana) śniadanie, które ledwo tknąłem, tak mnie żołądek bolał po wczorajszym. 
Kiedy w końcu z góry zwlekli się Bill i Geo, mama kazała wszystkim się pospieszyć, bo mamy zawieźć Toma do lekarza. Ale miałem ubaw z Billa! Jak to usłyszał, to aż mu włosy oklapły! 

Wszyscy się o mnie martwili, aż mi miło było, że tyle osób się o mnie troszczy. Ale najbardziej Sophia.. Nie mogę przestać o niej myśleć...

No i zebraliśmy sie w końcu gdzieś po 12 i pojechaliśmy do tego szpitala w Magdeburgu.
Jechaliśmy dwoma samochodami: mamy i Gordona. Do auta musieli mnie prawie nieść i bolało to tak, jakby ktoś mi nogę piłował na pół, potem zanurzył w kwasie, przyszył i jeszcze raz przepiłował.

Po mniej więcej pół godziny dojechaliśmy do tego szpitala no i znowu było to wnoszenie mnie o schodach na izbę przyjęć. Miła starsza pani z recepcji, którą nie wiem czemu drażnił Bill, wsadziła mnie na wózek i zawiozła do sali, gdzie dała mi piżamkę i kazała się przebrać. No i jak zdjąłem spodnie, to zobaczyłem, że cały opatrunek, opatrunek który miałem zmienić za dwa dni, jest przesiąknięty krwią i jakby.. ropą?

Przebrałem się w tą głupią piżamkę szpitalną i położyłem na łóżku. Przylazł lekarz i odwinął bandaż z rany. Popatrzył trochę, zostawił odkrytą i zawołał pielęgniarkę żeby mi krew do badań pobrała. Przyszła taka śliczna blondyneczka i uśmiechała się do mnie cały czas, pobierając mi krew, ale.. nie chciałem z nią flirtować. Kiedyś bym takiej okazji nie przepuścił, ale teraz... nie chciałem. Po prostu nie potrzebowałem flirtu. Chciałem tylko,żeby wreszcie przyszła Sophia. Tylko tyle. No i żeby mnie wypuścili zdrowego. 

No i po jakiejś godzinie, którą spędziłem lampiąc się w sufit ze słuchawkami w uszach, przyszedł lekarz i powiedział, że najprawdopodobniej doszło do zakażenia gronkowcem złocistym (whatever) i że muszę przez parę dni jeść antybiotyki i zostać w szpitalu na obserwacji. 

Jedyna myśl jaka mi wtedy przyszła do głowy: 
PANA POWALIŁO PROSZĘ PANA?!!???!! 

Ile można! Przecież tylko rozciąłem sobie szklanką nogę! I od razu zakażenie, antybiotyki i szpital!??!?!?!?


Pomocy, ludzie... pomocy...

Odkaził mi tą ranę, co bolało jak cholera, zawinął w nowy opatrunek i pozwolił w końcu wejść ludziom. 
Pierwsza do sali wleciała moja mama, a za nią.. Sophia. Dopiero za nią mój bliźniak.

Ale fajnie, co? A tak mi się fajnie zrobiło.. w brzuchu mnie jakby załaskotało jak ją zobaczyłem. O co chodzi?

No, wyjaśniłem wszystkim wszystko i pogadaliśmy sobie trochę. W trakcie naszego "gadanka" weszła pielęgniarka i założyła mi tą.. no.. kroplówkę! Właśnie...
I podłączyła leki przeciwbólowe! Nareszcie! O tak!!!!
Mama przyniosła mi obiad z kawiarenki na górze, zjadłem go i w końcu mi ulżyło! Zrobiło mi się tak fajnie.. bezboleśnie.
Oczy mi się zamykały, kiedy wychodzili, ale dobrze pamiętam, że Sophia na pożegnanie pocałowała mnie w czoło. 

Faaaaaajowo..
No, mnie się takie życie podoba.

Obudziłem się tak z godzinkę temu i dostałem śniadanie, które było znośne. Jajecznica.. nie lubię jajek... 
Jeśli wiecie o co chodzi oczywiście.

Teraz czekam na mamę i ludzi, bo obiecali, że będą jakoś ok. 12.
To tyle.

Narka

Tom





Teraz coś ode mnie ;D
Nareszcie coś napisałam!
Trudno było mi coś napisać, po takiej przerwie, ale jest! Udało się!
Nie wiem jak to bd z odcinkami teraz... Rok szkolny dopiero się zaczął a ja już jestem dobita. Takie to wszystko.., nijakie. 
Ostatnia klasa gimnazjum, masakra, już nas straszą egzaminem.
Mam zapowiedziany sprawdzian z fizyki z całego działu i z biologii z dwóch lat! Masakra..
Ale obiecuję że coś się bd pojawiało. Może nie za często, ale co najmniej raz na miesiąc, słowo!!
Jakieś komentarzyki może?

Wasza für immer 

Kochająca Toma ;*


niedziela, 1 września 2013

Wszystkiego naj, chłopaki !!!

Ok, notka dodawana z telefonu, więc sie ostro wkurzam.
Ale nie mogłabym nie wspomnieć o URODZINACH TOMA I BILLA!!!!!


Chłopcy, życzę wam, zebyscie zawsze byli uśmiechnięcin, żebyście tworzyli wspaniałą muzykę,  taką jak tylko wy potraficie. Żeby wszystko wam wychodziło,  żeby wasza płyta byla wielkim sukcesem, takim jak jeszcze żadna.

Tom: życzę ci szczescia z Rią, żebyście byli razem szczęśliwi,  żebyś nadal był tym słodkim debilem ktorego tak kocham. Żebyś nigdy nie smutal i zeby Ria już zawsze i na wieki wieków cie kochala.

Bill: życzę ci prawdziwej miłości,  takiej jak sobie marzysz . Żeby twoja kobieta cie pokochala całym sercem i duszą za to jaki jestes.

Chłopaki ich liebe dich für immer!!!!!

Ludzie przepraszam ze notki nie ma, ale juz jutro sie pojawi, obiecuję.

Dobra, swietujmy urodziny bliźniaków! !!
Ja mam zamiar podspiewywac happy birthday, sluchac TH i moze narysowac chlopakow? Nie bd to piekne, ale bd.

Pozdrawiam was wszystkich
Kochająca Toma ;*

piątek, 2 sierpnia 2013

3) 4.08.2006

2006, 08, 4


Nie wytrzymam dłużej! Muszę być z Sophią!
Muszę! Zabiję się, jeśli ona mnie odrzuci...

Ok, od początku:
Rano (dobra, koło 12) obudził mnie Bill.

-Tom! - krzyknął, a ja od razu poderwałem się do góry.
-Co? Jaka armata? - spytałem nieogarnięty.
-Co? -zaśmiał sie brat
-Nieważne... To co, jak tam noc? Jak Sophia?
-Z Sophią nieźle, trochę nam w nocy popłakała, ale udawaliśmy, że nie słyszymy.
-Gdzie spała?
-No u ciebie, w końcu ją poprosiłeś, tak?


Od teraz kocham moje łóżko... Jak się będę w nie kładł, od razu przypomni mi się Sophia.

-No tak, dobrze, że posłuchała..- powiedziałem zadowolony- To co, kiedy możemy się wynosić? Aha, i gdzie Sophia?
-Sophia jest u taty, a ty się ubieraj, bo zaraz lekarz przyniesie wypis i się zmywamy.
-Jasne.

Ubrałem się, miałem kłopoty z wciągnięciem spodni na zranioną nogę, ale dałem radę, dobrze, ze mam takie luźne ciuchy.

Lekarz przyniósł wypis, objaśnił jak mam oszczędzać nogę, zmieniać opatrunek, kiedy przyjść na zdjecie szwów i kontrolę i takie tam, pożegnaliśmy się i wyszliśmy na korytarz. No, co prawda, to ja nie wyszedłem, a ledwo wykuśtykałem, wspierając się na bracie i kuli.
-Sophii jeszcze nie ma, pójdziemy po nią? - spytałem Billa
-Już tęsknisz, co? - powiedział sarkastycznie Czarny
-Przestań, Bill...
-Niech ci będzie, chodź.

Poszliśmy na intensywną terapię. Oczywiście nie wpuszczono nas, ale czekaliśmy przed wejściem.
Jakieś 10 minut potem wyszła Sophia. Była zapłakana, naprawdę, aż mnie w sercu ukłuło, jak to zobaczyłem. Jej śliczne niebieskie oczka były zaczerwienione i zapuchnięte, włosy nieco potargane, ale i tak wyglądała pięknie.


Podeszła bliżej, a ja przesunąłem się jakoś w jej stronę i kiedy była tuż obok mnie, przytuliłem ją.

-Sophia, co się stało? Z tatą wszystko ok?
-Tak, jasne... - wychrypiała Sophia

Właśnie, jeszcze jej głos.
Pomyśl, jaki dźwięk lubisz najbardziej w świecie? Piosenkę, dźwięk wydawany przez instrument?
Ja najbardziej kocham dźwięki gitary, ale jej głos, to było coś... anielskiego. Jakby anioły śpiewały..

A wracając:

-Co się stało?
-Nie, nic... - mówiła, ale dalej przytulała się do mnie, jakby potrzebowała ochrony. Chciałem jej ją dawać.
-Przecież widzę - podłożyłem rękę pod jej podbródek i wypchnąłem go do góry. Popatrzyła na mnie swoimi ślicznymi oczami, po prostu się rozpłynąłem...
-Tom... - powiedziała, a blask jej oczu przyćmiły łzy - Potem ci powiem, dobrze? Na razie jedźmy.. Do twojego... waszego - poprawiła się patrząc na Billa - waszego domu...
-Dobrze, chodź...- powiedziałem i ruszyliśmy w stronę wyjścia

Zabrało nam to trochę czasu ze względu na moją nogę. Naprawdę mnie bolała, kiedy na niej stawałem, ale ze względu... no dobra, samego siebie nie będę okłamywał.. ze względu na Sophię starałem się iść normalnie i nie okazywać bólu.
Ona chyba się tego domyśliła, bo szła koło mnie i podpierała mnie. Miała takie malutkie, delikatne ręce. Kiedy mnie dotyka, to po prostu... raj.. Tak mi miło... Świetne uczucie..

Dotarliśmy w końcu do naszego busa. Kiedy zobaczyłem schodki, załamałem się i klasnąłem dłonią w czoło, a Sophia roześmiała się. Tak... jakby dzwoniły srebrne dzwoneczki...

Pomogła mi wejść do busa i usiąść na kanapie, gdzie rozłożyłem się i odetchnąłem.
Usiadła obok mnie.

Po chwili z części sypialnej wyczłapali się Georg i Gustav, przywitaliśmy się, Geo trochę podpytywał o moją nogę, oczywiście powiedziałem, że wcale mnie tak bardzo nie boli, a on pokiwał ironicznie głową.
Zadzwonił telefon Billa, to był Jost. Brat odebrał słuchawkę i trochę z nim porozmawiał. Okazało się, że kierowcę naszego busika pozbawiono tymczasowo prawa jazdy, więc trzeba się wykosztować na taryfę albo zadzwonić po mamę.

-No i co robimy? - spytał Czarny, miał tą swoją zagubioną minkę, jak wtedy, gdy zgubiliśmy się w Hamburgu, gdy mieliśmy po 5 lat.
-Nie będziemy mamy wyciągać z domu tylko po to, żeby po nas przyjechała i zawiozła z powrotem do domu. Stać nas chyba na taryfę. Wyciągajcie całą kasę jaką macie.
Ja miałem 10 euro, Bill 5, Gustav nic, Georg 10.
-Ok, czyli 25 euro... Niech któryś z was skoczy spytać ile trzeba by zapłacić za dojazd do Loitsche
Skoczył Georg, a po chwili wrócił mówiąc:
-Powiedział, że gdzieś z 50 euro
-No to brawo...
-Chłopaki... - odezwała się nieśmiało Sophia - Ja mam 25 euro, mogę wam dać...
-Nie no, Sophia, nie będziemy brać od ciebie pieniędzy..  - powiedziałem - Na pewno jeszcze coś się znajdzie... U mnie w torbie powinien być ten nasz zapas na czarną godzinę, Bill, sprawdzisz?
-Jasne.

Bill wrócił z dwudziestoma euro w ręku.
-Dobra, to brakuje jeszcze pięciu.. Chłopaki sprawdzać po kieszeniach czy nie macie.
-Tom.. - powiedziała cichutko Sophia - Ja przecież też jadę, muszę wam dać trochę pieniędzy.. Masz.. - wręczyła mi piątkę.
-Sophia... - spojrzała na mnie tym spojrzeniem, które mówi "Nie kłóć się! Nie kłóć sie!" - Niech będzie...
Ale oddam ci jak tylko przyjedziemy do domu. - Sophia westchnęła, ale już ze mną nie dyskutowała.

Podniosłem się na nogi i od razu skrzywiłem się, gdy postawiłem zranioną nogę na ziemi. Bill i Georg spojrzeli po sobie i wzięli mnie pod ramiona, prawie znieśli po schodach i postawili przy postoju taksówek.
Po chwili wrócili z bagażem. No i nagle okazało się,  że Bill jak chce, to uniesie te swoje walizki. Tylko nie wolno mu panikować.

Ja i Sophia staliśmy przy znaku oznaczającym postój taksówek i obserwowaliśmy ich, jak znoszą te torby. Na koniec zamknęli busa i ruszyli w naszą stronę. Zawołali taksówkę, największą jaka była, i jakoś wciskaliśmy do niej walizki. Na szczęście my (ja, Geo, Gust i Sophia) mieliśmy razem 6 toreb, a Bill jeszcze 5, więc wyszło na to, ze musi zostawić dwie. Odniósł je z nieszczęśliwą miną do busa, a kiedy wrócił, zapakowaliśmy się do taksówki. Była nas piątka, siedzieliśmy tak:
z przodu Gustav, a z tyłu licząc od lewego okna: Bill, Georg, ja, Sophia. Ciasno było, naprawdę ciasno...
Na szczęście siedziałem koło Sophii. Przez te pół godzinki rozmawialiśmy o wszystkim, o muzyce, sztuce.. Była naprawdę inteligentna. Wiedziała bardzo dużo rzeczy nie tylko na temat sztuki, ale też muzyki! Chciałbym też być taki mądry jak ona...

No i w końcu, o godzinie 14.30 przyjechaliśmy do domu! Taaa, tylko mieliśmy być dzień wcześniej, ale co tam...
Zapłaciłem równo 50 euro. Zdzierstwo jakieś w tym kraju się szerzy...

Wysiedliśmy, wyładowaliśmy się i staliśmy przed domem. Moim domkiem!
Staliśmy na podjeździe zastanawiając się jak wnieść te walizy do domu, gdy otworzyły się drzwi wejściowe i stanęła w nich mama.
Nareszcie!
Pobiegła do nas ze łzami w oczach i uściskała mnie i Billa. 
-Boże, nie macie pojęcia jak mnie nastraszyliście, zadzwonił do mnie Jost, powiedział, ze był wypadek, że jeden z Kaulitzów jest ranny, nie chciał mi powiedzieć który, zamartwiałam się tu o was, a wy co? Nawet do matki nie zadzwonicie, nie napiszecie! - zawsze kiedy jest szczęśliwa zaczyna dużo mówić.
-Przepraszamy - powiedziałem równo z Billem
-O, wy... Tylko więcej mnie tak nie straszcie, dobrze? - przytuliła nas ze łzami w oczach. Za każdym razem, gdy patrzyłem jej w oczy, miałem wrażenie, że patrzę w lustro. 


Po chwili odsunęła się i zmierzyła nas wzrokiem.
-No, to któremu coś się stało? - popatrzyła groźnie, a ja pochyliłem głowę i podniosłem rękę do góry. - Wiedziałam! Bill jest ostrożniejszy, a tobie Tom zawsze szaleństwa w głowie!
-Mamo, to szklanka spadła ze stołu, a ja na nią.. - mówiłem z miną mówiącą "wcale tego nie chciałem, tak wyszło"
-Jasne, teraz będziesz wymyślał! Wejdziemy do domu, to pokażesz mi co sobie zrobiłeś, dobrze?
-Dobrze - powiedziałem i ją przytuliłem - Tez się cieszę, że cię widzę 
Odwzajemniła uścisk.
-No, a was chłopcy witam. Rozumiem, że zatrzymacie się u nas na trochę? - mówiła patrząc na G'sów
-Tak, o ile nie sprawi to pani kłopotu
-Ależ skąd, jesteście zawsze mile widziani! A ta młoda dama kim jest? - spytała patrząc na Sophię
-Mamo, to jest Sophia, jechała z tatą tym autem, z którym nasz bus miał wypadek. Jej tata jest w szpitalu, a ona nie ma gdzie mieszkać, dlatego przez pewien czas zamieszka u nas, dobrze? - spytałem z miną słodkiego szczeniaczka
-Dobrze - mama uśmiechnęła się do Sophii - Chodź, po raz pierwszy od dawna nie będę jedyną kobietą w tym domu. Gordon zaraz przyjdzie i pomoże wam wnieść bagaże do domu, bo sami chyba nie dacie rady! - krzyknęła idąc z Sophią w kierunku domu.
W tej samej chwili nadjechało auto mojego ojczyma. Gordon wysiadł z niego, uśmiechnął się, podszedł i uścisnął nas.
-Cześć Gordon - powiedzieliśmy z Billem
-Hej chłopaki! Mama już wam prawiła kazanie?
-Aha. - odpowiedzieliśmy
-No to chodźcie, pomogę wam z tymi walizami - chwycił dwie najcięższe i poszedł w kierunku domu
Geo, Bill i Gust wzięli po dwie, a ja najlżejszą, ostatnią.
I mimo to i tak wszedłem do domu jako ostatni. 

Teraz rozumiałem słowa lekarza "Nie przemęczaj nogi".
Czułem, że po prostu źle się czuję, było mi słabo. Wszedłem do domu, odstawiłem torbę i walnąłem się na kanapę. 
Usłyszałem jak mama woła mnie  kuchni, ale odkrzyknąłem słabo:
-Zaraz przyjdę, mamo

Zamknąłem oczy i złapałem się dłońmi za skroń. 
Po chwili ktoś usiadł obok mnie i pocałował mnie w czoło. Sophia.
Otworzyłem oczy. Siedziała obok mnie jak ten rudowłosy anioł.

-Bardzo boli? - spytała 
-Nie, nie bardzo,.. - spojrzała na mnie krytycznie - Dobra, okropnie.. Mogłabyś mi jakieś prochy przynieść? Mama ci da, tylko jakieś mocne, żebym zasnął na parę godzin...
-Jasne, zaraz wracam - uśmiechnęła się do mnie
I rzeczywiście po chwili była z powrotem ze szklanką wody i dwoma tabletkami.
-Połknij, twoja mama mi dała i powiedziała, że jak będzie bardzo boleć, to masz od razu mówić. Zaraz tutaj zresztą przyjdzie, mówi że chce na własne oczy zobaczyć czy nie oszukujesz - uśmiechnęła się słodko
Wziąłem z jej rąk leki i szybko połknąłem.
Parę minut później już zasypiałem, nie męczył mnie ból. Sophia siedziała przy mnie i głaskała mnie po policzku. 

-Śpij słodko, Tom - usłyszałem jej szept i zasnąłem

A teraz jest środek nocy i nie mogę zasnąć, bo mnie boli, nie mogę nikogo obudzić, bo wszyscy są na górze, a ja leżę w salonie i nie mogę sie ruszyć, bo mnie boli.

Więc piszę.

I to chyba tyle.
O, chyba ktoś schodzi na dół. Może ubłagam jeszcze dwie tabletki.
Spadam

Tom









*
No i ja na koniec się wtrącę.
Ludzie, normalnie mnie bierze gorączka, weźcie patrzcie:

Co poszło nie tak?

Trzeci rząd po prawej, lewa strona.
Pojawia nam się Bill.
Pytanie: Co Bill ma wspólnego z Justinem Bieberem?
Aha, tak jakbyś kogoś zastanawiało, tytuł kwejka to: Co poszło nie tak?

No nie.. Tyle lat, a ludzie dalej nie rozumieją...

Aha, no i niestety, informuję, że następna notka pojawi się po 26 sierpnia dopiero. Sorry, ale wyjeżdżam, a potem nie mam jak dodawać notek, więc... Wybaczcie i proszę, powróćcie jeszcze pod koniec sierpnia, bo wrócę. Słowo.

A jak tam odcinek się wam podoba? Jak dla mnie nawet niezły wyszedł :D
Pozdrówka i do końca sierpnia wytrzymajcie beze mnie
Będę za wami tęsknić!!!
Pozdrawiam

*

wtorek, 30 lipca 2013

2) 3.08.2006

2006, 08, 3


Ech, co za dzień.


Jak ja to napisałem? 

"wątpię, żeby coś ciekawego się jeszcze wydarzyło" 

Ludzie, ale się myliłem!!


Po południu przyszedł do nas David, nasz menedżer, który powiadomił nas, że mamy nagrać teledysk do Der Letzte Tag i Wir schliessen uns ein następnego dnia, w Loitsche.


-Wracamy do domu? - zapytał Bill - Do Loitsche?

-Dokładnie, Bill. - uśmiechnął się do niego Jost 

Uśmiechnąłem się szeroko. Stęskniłem się za mamą, naprawdę. Tęskniłem za jej omletami rano, za jej uśmiechem, kiedy nas widzi, no i oczywiście za jej obiadami.. Mmmm, już czułem smak jej sznycli z jajkiem.


-A ile mamy czasu wolnego po nagraniu? - spytałem

-Do końca września. - uśmiechnąłem się szeroko i razem z chłopakami zacząłem wiwatować. - Dobra, to ja was zostawiam, a wy oblewajcie. - powiedział i wyszedł
-To co, chłopaki, przyjedziecie do nas? - zapytał Bill G'sów
-Na miesiąc, możemy? Wasza mama robi świetne omlety...
-Jasne, nie ma sprawy - powiedziałem

Szykował się ostry melanż, mówię wam.


Cały dzień pakowaliśmy się, bo następnego dnia mieliśmy wyjechać o szóstej rano, aby  być w Loitsche już o dziesiątej.

Położyliśmy się wcześnie i od razu zasnęliśmy.


-Tom, debilu! Wstawaj! - krzyknął Bill, a ja zerwałem się z łóżka. Była 5 rano, dzisiejszego poranka. 

Szybko ubrałem się i zaspany pochłonąłem w biegu bułeczkę.
Wziąłem swoje walizki (miałem dwie) i zniosłem je na dół. Zapakowaliśmy je razem z Georgiem do busa, a potem wróciliśmy do domu, gdzie Bill stał załamany nad masą swojego bagażu.

Posłałem hobbitowi znaczące spojrzenie i wzięliśmy po dwóch walizkach Czarnego, a sam Bill wziął jedną, najmniejszą. Taki słabeuszek jak mój młodszy brat nie udźwignąłby tego, co trzyma w tych walizkach, były one niebotycznie ciężkie. Znieśliśmy je do busa i wpakowaliśmy się do niego w końcu.

Równo o godzinie 5:30 wyjechaliśmy w stronę Loitsche, do domu! 

Nasz bus jest naprawdę świetny, ludzie, mówię wam!


Nie dość, że jest dostateczne duży, że mieści się tam cała nasza ekipa, to kiedy jesteśmy sami, jest tam naprawdę luźno. Mamy świetny "pokój" wspólny, gdzie razem spędzamy czas, śmiejemy się i żartujemy. Jest też mała łazienka, a na końcu są nasze łóżka. 


Każde z takich posłań ma zasłonkę i kiedy nie chcemy z nikim rozmawiać, po prostu zaciągamy ją i to jest sygnał dla wszystkich, że teraz chcemy być sami.


To nasz drugi dom.

Po prostu.

Wiem, że dla niektórych "zwykłych" ludzi może wydać się to nienormalne, ale lubiłem jeździć w trasy. Nie przeszkadzała mi wielogodzinna jazda, na niewygodę nie mogłem narzekać, a poza tym nasza czwórka zawsze świetnie się bawi.


A wracając do opowieści:


Jechaliśmy sobie naszym tourbusem, Georg drzemał, Gustav słuchał muzyki, a ja grałem z Billem w karty, gdy bus zahamował, mnie i mojego brata rzuciło do przodu, a chłopaki wyturlali się (dosłownie) ze swoich łóżek.


-Ludzie, co się dzieje? - spytał zaspany Geo 

-A skąd mam wiedzieć? - odpowiedział mu pytaniem Bill
-Spokój, chłopaki! - krzyknąłem i podniosłem się niezgrabnie z podłogi. Zabolała mnie noga. 
Spojrzałem na nią i zobaczyłem, że kiedy bus zahamował, ze stołu spadła moja szklanka i rozbiła się, a ja jej odłamki miałem w prawej nodze. Niewiele myśląc podkuśtykałem do kierowcy i zobaczyłem, że przed nami w poprzek drogi stoi jakieś zielone mini.  Wysiadłem z busa i podszedłem do auta. Na siedzeniu kierowcy siedział jakiś starszy facet, a obok niego najpiękniejsza dziewczyna jaką kiedykolwiek widziałem, a widziałem ich sporo.

Miała piękne, bujne rude włosy, mnóstwo piegów na twarzy, mały zgrabny nosek i malinowe usta. Aż prosiły się, żeby je całować. 

Ubrana była w zieloną koszulkę i białe spodnie, na kolanach trzymała szkicownik. 
Ale najważniejsze było to, że miała zamknięte oczy, a nad brwią małą ranę, z której ciekła krew.
Podszedłem do jej drzwi i otworzyłem je.

-Hej, słyszysz mnie? - spytałem

-Co? - odpowiedziała nieprzytomnie dziewczyna, otwierając piękne niebieskie oczy, tak niebieskie, jakby miała w nich kawałki nieba. 
-Słyszysz mnie? 
-Tak, ale... co się stało? - patrzyła na mnie przestraszona
-Był wypadek... - zacząłem i w tej chwili ugięła się pode mną zraniona noga. Z jękiem usiadłem na jezdni.
-Hej, co ci jest? - spytała zaniepokojona dziewczyna
-Nic takiego - wykrztusiłem, choć z bólu ledwo mogłem mówić - Mała rana
-Aha... - w tej chwili dziewczyna odwróciła się i krzyknęła - Tato! Tato, co ci jest? Obudź się, tato!! - krzyczała, ale jej ojciec nie otwierał oczu.

-Chłopaki! - krzyknąłem i po chwili z busa wynurzyli się nieogarnięci Bill i Gustav - Zadzwońcie po pogotowie - powiedziałem, a za sobą wciąż słyszałem krzyki rudowłosego anioła.

Niedługo po tym jak Gustav wezwał karetkę, ukląkł przy mnie Bill.
-Zostaw mnie, zajmij się dziewczyną - wykrztusiłem patrząc na swoją ranę, która zabrudziła mi już całą nogawkę spodni. Gdy tylko Bill odszedł w stronę mini, wyluzowałem się i natychmiast straciłem przytomność.

Tak, to brzmi o wiele lepiej niż "zemdlałem". W każdym razie, nie wiedziałem co się wokół mnie dzieje, tak?


Ocknąłem się już w szpitalu. Leżałem w szpitalnym łóżku z podłączoną kroplówką i zabandażowaną nogą. Obok mnie siedział Bill. 

Gdy tylko otworzyłem oczy, krzyknął:

-Tom, idioto, zabiję cię własnoręcznie któregoś pięknego dnia! Wiesz jak się bałem! Po co chodziłeś, skoro wiedziałeś, że masz rozciętą nogę?! Po co?!! 

-Bill, uspokój się - powiedziałem do brata
-Nie uspokoję się! - krzyknął 
-To chociaż powiedz mi gdzie jesteśmy...
-W Magdeburgu. - burknął brat
-A co z tą dziewczyną i jej ojcem? Są cali? - wypytywałem
-Z dziewczyną wszystko ok, miała tylko małą rankę nad brwią, ale z ojcem gorzej, miał jakiś krwotok wewnętrzny, nie wiadomo jak to wszystko się skończy. Ale jest po udanej operacji, więc chyba wszystko będzie ok.
-Po operacji? - zdziwiłem się - To ile czasu spałem? 
-Oj, dobre 10 godzin, wiesz Tom? 
-Dziesięć?! - krzyknąłem - Ta dziewczyna.. Jest tu jeszcze?
-Jest, czeka na wyniki ojca
-Mógłbyś ją zawołać? 
-Poczekaj, zobaczę czy będzie chciała.
Brat wyszedł, a po chwili wrócił z rudowłosą anielicą. Zostawił nas dwoje samych.

-Hej - powiedziałem

-Cześć - odpowiedziała dziewczyna - Jak się czujesz?
-Właściwie dobrze, a ty? - przyjrzałem jej się badawczo
-Ja? - zdziwiła się i zmarszczył jej się przy tym tak słodko nosek - Ze mną wszystko ok
-A to? - wskazałem na mały opatrunek na jej czole
-To nic... - powiedziała 
-A co z twoim tatą? -spytałem opiekuńczo
Posmutniała
-Jak na razie nie wiadomo. - wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać, pociekły jej już łzy po policzkach, więc wyciągnąłem rękę i starłem je jej.
-Hej, nie martw się - pocieszyłem ją - Wszystko będzie dobrze... - popatrzyła na mnie z wdzięcznością
-A jak właściwie się nazywasz? - spytała 
-Jestem Tom Kaulitz. - wyciągnąłem rękę na powitanie
-A ja Sophia Grün. - uścisnęła moją dłoń
-No, to już wiem, czemu ubierasz się na zielono* - uśmiechnąłem się 
-Niezły tekst na podryw - zażartowała
-Zaraz tam podryw - machnąłem ręką - A przy okazji, mówił ci już ktoś, że jesteś śliczna? 
-Nie, ale dziękuję - mówiąc, nawijała na palec kosmyk włosów. Miały śliczny odcień rudego, taki.. słoneczny
Boże, ona mi się ogromnie podoba. Tak, jak żadna inna dziewczyna. W jej przypadku moje metody podrywu zawodzą, nie działają na nią moje głupie teksty, ani ten uśmiech, po którym zazwyczaj panna była moja. Nie mam pojęcia co ja mam zrobić, żeby mnie zauważyła, ale tak bardziej jako potencjalnego chłopaka.

-Masz gdzie mieszkać, kiedy twój tata jest tu? - spytałem
-Nie.. ale coś się znajdzie, wynajmę pokój w hotelu, czy coś. - zaczerwieniła się lekko
-Nie ma mowy. - powiedziałem twardo - Jak tylko mnie stąd puszczą, wezmę cię do siebie do domu, mieszkam w Loitsche, niedaleko, jakieś pół godzinki drogi stąd.
-Ale Tom...
-Nie, nie przyjmuję odmowy. - uśmiechnąłem się delikatnie
-Niech ci będzie - poddała się i po raz pierwszy odkąd ją poznałem, zaśmiała się. Tak perliście, aż usta same ułożyły mi się w uśmiech. Boże, jak ona się pięknie śmieje...

Śmialiśmy się razem, dopóki do sali nie wszedł lekarz.
-Dzień dobry, panie Kaulitz - powiedział radosnym głosem - Jak się pan czuje? 
-Dobrze, jest pan trzecią osobą w ciągu 10 minut, która o to pyta - zaśmiałem się
-Miał pan w ranie odłamki szkła, które zostały usunięte, rana została zszyta i opatrzona. Otrzymał pan dwie jednostki krwi, gdyż sporo jej pan utracił i myślę, że jutro pana wypiszemy do domu, oczywiście pod warunkiem, że będzie pan się oszczędzał i nie nadwyrężał nogi. Zgoda?
-Zgoda. 

Po wyjściu tego faceta  spytałem Sophię:
-Ile ty właściwie masz lat?
-Skończę szesnaście za dwa tygodnie, a ty?
-Ja za niecały miesiąc siedemnaście.
-Aha... A powiedz, Tom... Czym się zajmujesz? Uczysz się jeszcze? 
-Nie, gram w zespole, uczę się w szkole internetowej. A ty? Chodzisz do szkoły plastycznej? 
-Skąd wiesz? - spojrzała na mnie podejrzliwie
-Miałaś na kolanach szkicownik, kiedy.. -urwałem w pół słowa, nie chciałem przypominać jej o ojcu.
-Aha... 
-A gdzie mieszkasz? - spytałem
-W Farsleben
-Ej, to niedaleko mojej wsi! - A masz tam kogoś? 
-Nie... - odpowiedziała cichutko
-Czyli jedziesz do mnie. Dzisiaj pójdziesz z Billem do nas do busu, ok? Prześpij się na moim łóżku, a jutro pojedziemy do mnie. 
-Ok.. Pójdę już. Odpocznij Tom. - powiedziała i pocałowała mnie w policzek. Wyszła, a ja drżącymi rękoma pomasowałem miejsce, które pocałowała. Paliło mnie, a wewnątrz cały skakałem z radości! 

Ona dała mi buzi, ona dała mi buzi!!!!
Matko, ale się cieszę!!!

Niedługo potem wyjaśniłem wszystko Billowi. Powiedział, że Jost przesunął ze względu na mnie nagrywanie klipów, miało się odbyć za dwa tygodnie, kiedy noga wydobrzeje.
Odprowadził Sophię do busa i zniknął.

A ja usiadłem i się rozpisałem, no co by nie mówić, prawda?

Całkiem ciekawe wakacje się zapowiadają, no nie powiem.
Mały wypadek, a ile zdziałał!

Ale mimo wszystko mam nadzieję, że ojciec Sophii szybko wróci do zdrowia. Nie chcę, żeby się martwiła.

Ach, Sophia... Jakie to jest śliczne imię, prawda?
Dobra, starczy, pielęgniarka każe mi gasić światło. 
Sophia...
Ona mi się podoba.. Tak jak żadna dziewczyna wcześniej.
A co najdziwniejsze, nie mam ochoty jej przelecieć. Chcę być przy niej, przytulać ją, ocierać jej łzy, gdy będzie płakać...

Staję się taki jak Bill..

Dobra, koniec!!
Branoc
Miłych snów, Sophio.

Tom

* grun = zielony
* No i coś ode mnie:
Wiem, że trochę szybko z akcją lecę, ale tak ma być, żywiołowo.
Dzięki za te zachęcające komentarze, naprawdę! Dają mi wenę do pisania, podbudowują mnie ;D
Czekam na więcej takich!

Pozdrowienia!!

wtorek, 23 lipca 2013

1) 2.08.2006

2006, sierpień, 2.

Tom Kaulitz melduje się! 

Co ja właściwie wyprawiam? Pamiętnik zaczynam pisać? Co ze mną nie tak? Nazwijmy to dziennikiem.

Powinien zacząć się od zdania: 
Jestem totalnym debilem.
Tak, zdecydowanie to najbardziej mi tu pasuje.

A co mnie w ogóle podkusiło? 

Zacznę od początku.

Nazywam się Tom Kaulitz. Jestem gitarzystą. 

Nie takim sobie zwykłym gitarzystą, gram w Tokio Hotel. 
Kojarzycie ten zespół? Liderem i zarazem wokalistą jest mój młodszy o 10 minut brat bliźniak, Bill.

Jego kojarzycie?  Taki wysoki typek, ma natapirowane czarne włosy, maluje się na czarno. Nie? Zresztą nieważne. 

Głównie chodzi mi o to, że kiedy mieliśmy.. o matko, 12 lat? W każdym razie dawno. No, założyliśmy wtedy we dwójkę zespół: Devilish. Potem przyłączyli się do nas hobbit, znaczy się Georg, no i Gustav. 

W 2005 wydaliśmy pierwszą płytę, Schrei, no i zaczęło się to szaleństwo. Byliśmy ( i dalej jesteśmy) sławni! Autografy, koncerty..  to jest życie dla mnie!
Kocham to co robię. Naprawdę. 
Kiedy staję na scenie, po prostu robi mi się ciepło na sercu, dosłownie czuję taki gorąc, emocje bijące od tłumu...  Zaczynam gadać jak Bill, stop.


A wracając: Kocham muzykę. To jedyna prawdziwa miłość w moim życiu, trwała.

Opowiedziałem już jak wygląda Bill, a może parę słów o mnie?

Mam długie blond dredy, ubieram najczęściej skate'owskie ciuchy, wiecie, luźne spodnie, luźne koszulki, moje kochane buty, czarne Nike no i oczywiście opaska na głowie, a na nią czapka typu full cap i już macie przed sobą mnie!
Mam brązowe oczy, które moje byłe nazywały "czekoladowymi" lub "orzechowymi" co jak dla mnie jest lekką przesadą. Brąz to brąz, tak?
Kiedy byłem mały ( no, przynajmniej młodszy niż teraz) przekłułem sobie wargę, od tamtej pory noszę w niej kolczyk typu podkówka. Nawet mi pasuje, o ile się na tym znam. A wydaje mi się, że znam.

Moje zalety?
Cały jestem jedną wielką zaletą! Nie no, a bez żartów: jestem przystojny, wygadany, wyluzowany, bezpośredni, po prostu wspaniały! 
Wszyscy powtarzają mi, że mam o sobie zbyt wysokie mniemanie, że kiedyś to wszystko się na mnie odegra, tak zwana karma, ale nie wierzę w to zbytnio. Bo niby co mogłoby mnie spotkać?

Mam naprawdę ogromne szczęście. Naprawdę.
Mam kochającą rodzinę, mam wspaniałego brata, zespół, karierę, sławę, każda dziewczyna mnie pragnie.
Każda.

Ostatnio Bill rozmawiał ze mną o...  no po prostu o tym jaki chamski bywam. I z rozmowy tej wynikł taki jego pomysł, żebym zaczął pisać "dziennik" czyli po prostu pamiętnik, gdzie bym o sobie pisał i o tym co się u mnie dzieje. Po prostu.

No to zaczynam od dziś.

Jak co rano, w zasadzie co popołudnie, wstałem sobie o drugiej i powlokłem się do kuchni. Zaspany ledwo trafiłem do lodówki, wyjąłem mleko, płatki no i zjadłem sobie śniadanie.

To co robię jest głupie.
Ale robię to dla brata. 
Wracając:

Przysypiałem, a w pewnej chwili po prostu położyłem głowę na blacie i przysnąłem. 
Chwilę potem obudził mnie dotyk czyjejś ręki i usłyszałem w uchu szept:

-Tomi, wstawaj śpioszku... 

Otworzyłem oczy i zobaczyłem przed sobą jakąś dziewczynę. Była mniej więcej w moim wieku, czyli miała około 17 lat, miała blond włosy, mega opaloną skórę, pewnie zjarała się na solarium, i oprócz tego była typowym... plastikiem. Wiecie co mam na myśli.

Problem polegał na tym, że... nie miałem zielonego pojęcia kim ona jest. Wczoraj chyba za dużo wypiłem, miałem kompletną pustkę w mózgu, nie znałem jej.

-Kim jesteś? - spytałem 
-No co ty, Tomi, nie pamiętasz? Nasza cudowna noc... - rozmarzyła się, a ja zamknąłem oczy i przejechałem dłońmi po twarzy. 
-Słuchaj, mała, ja cię nawet nie znam, więc... - wzruszyłem ramionami, a ona rozpłakała się. Nie ruszyło mnie to, nie była pierwszą, która płakała z mojego powodu i pewnie nie ostatnią.
-Wychodzę i życzę ci, żeby ciebie też ktoś tak odrzucił.- rzuciła i wyszła.

Wyciągnąłem się wygodnie na krześle i odetchnąłem.
Skończyłem śniadanie, potem porozmawiałem z Billem, o czym już pisałem no i usiadłem do tego zeszytu. Swoją drogą nawet się rozpisałem. 
No, nieważne.

Dokończę "opis dnia dzisiejszego" jutro . Ale wątpię, żeby coś ciekawego jeszcze się wydarzyło.

Narka 


Tom




*No, to teraz parę słów ode mnie. 
Nie zrażajcie się tym, jaki jest Tom. Uwierzcie, jeszcze dostanie po tyłku za to, co robi.
Odcinki będą pojawiać się nieregularnie, gdyż prowadzę też drugiego bloga, więc pewnie w jednym tygodniu odcinek tutaj, w następnym tam.
Mam nadzieję, że nie jest źle, zawsze najtrudniej jest zacząć.
Pozdrawiam*



poniedziałek, 22 lipca 2013

Witam!

Witajcie, ludzie! Tutaj wasza Kochająca Toma ;* z bloga zyj-tak-aby-nie-zalowac-zadnego-dnia.bloog.pl! Otóż na tym blogu publikowane będzie opowiadanie "z życia Toma", czyli jak wskazuje tytuł bloga: jego pamiętnik! Mam nadzieję, że będzie coś niecoś mnie tu odwiedzać i zgodzę się z opinią wielu osób: blogspot jest o wiele lepszy od bloog.pl! Pozdrawiam i do pierwszej notki! Wasza Kochająca Toma ;*